Tym razem wybraliśmy się z trochę mocniejszym pomysłem w góry. Przygotowani do ciężkich zmian pogodowych… nie mieliśmy tylko śpiworków i namiotu, ale bluzy, kurtki, rękawiczki, ciepłe buty, spodnie i skarpetki wspomagane herbatą z termosu wystarczyły, żeby zdobyć:
najwyższy i najniższy szczyt Korony….z małą przerwą na Turbacz 🙂
Każdego ranka budziliśmy się z dużym bólem „ogólnomięśniowym” ale wszystko było rekompensowane przez widoki jakich doświadczyliśmy…tam na górze.
.
Po dłuższym spacerze organizm zazwyczaj tracił siły i każdy zadawał sobie jedno ważne, ale zaj***ście ważne pytanie:
„Czy aby na pewno ja tam chce iść?” 😉
Duża strata jeżeli „organizm” powiedziałby NIE…
…pomijając w zasadzie fakt, że najcieplejszą rzeczą na szczycie Rys był ten oto kamsztor 🙂
Kto go tam w ogóle miał siłę wnosić? 🙂 Chyba ten ktoś kto wnosi browar do najwyżej położonych schronisk.
Przecież to podchodzi pod masochizm
Męczące fizycznie, ale uskrzydlające mentalnie = warto się ze sobą chwile pozmagać.
Jako rekompensatę za trudy i znoje….po Rysach zrobiliśmy sobie wycieczkę…na kolejne szczyty.
I tak oto mamy zaliczone już:
Rysy = 2499m.n.p.m.(zdjęcie powyżej)
Turbacz = 1310m.n.p.m(zdjęcie poniżej)
oraz….Łysice z szokującą wysokością: 612m.n.p.m