….a dokładniej w dolinie pięciu stawów – bo tam nas wyobraźnie zaprowadziła.
Było gorąco, ciężko, ale ultra fajnie. Wspinaczką bym tego nie nazwał, ale szło się jakoś dziwnie = pół drogi pod górę, a później drugie pół w dół ;-D
Była to moja pierwsza poważniejsza wyprawa w góry od czasów liceum za co podziękować muszę jednej dziewczynie….ale to już poza kadrem 😉
w kolejnych częściach zdobywanie szczytów Korony Gór Polski!